24 listopada 2015

Throwback thursday, czyli o moich wakacjach w USA, part 1

WIELKI DZIEŃ!
Postanowiłam, że dzisiaj będę aplikować. Wiza czeka.

Niestety, wiem jak wygląda proces, robiłam to wcześniej. No i tak masakrycznie mi się nie chcę. Z racji tego, że jestem leniwa, odłożę to na później. Wieczorem może albo nie wiem. kiedyś tam. Nie ucieknie :D Tak więc, napiszę dzisiaj notkę o moich  wspomnieniach i pierwszym pobycie w USA.


 

btw ten post piszę od trzech dni, aplikacja już prawie skończona, zapomniałam, że nie mam zdjęcia!

Home, Międzychód, Poland
21.03.2011
Aplikuję. Raz, drugi, trzeci, dwunasty. Jako piętnastoletnie dziecko, nie byłam zbyt mądra (teraz też nie jestem, hihihi), nie wpadłam na pomysł, żeby przyśpieszyć troszkę, tylko robiłam to w swoim tempie. Nie, nie jestem terrorystą. Nie, nie mam zamiaru wnosić na pokład samolotu bomby. Takie oraz innego typu pytania, można znaleźć podczas procesu. Śmiechu warte. Ale udało mi się skończyłam. Może po dwudziestym razie, bingo. Do spania. Oczywiście, nie wiedziałam co robić dalej. Mądra mama, wpadła na pomysł, żeby zadzwonić i umówić się na spotkanie. but whatever, it's done.

USA Ambassy, Warsaw, Poland
29.03.2011
Pociągiem do wawy, z mamusią i tatusiem. Nie wydaję mi się, żebym widziała kiedykolwiek taki tłum ludzi, jaki widziałam przed ambasadą. Rozbieramy się. Paski, wszelkiego rodzaju metalowe przedmioty. Telefony. Cuda wianki. ah, spotkanie miałam na 11 (??), a wchodziłam o 9.30 może? w każdym razie, byłam dużo wcześniej i tak mnie wpuścili. Szczerze, nie pamiętam co się działo w środku, pamiętam jakieś linie, na których trzeba było się ustawiać, żółta, czerwona, niebieska, right? Miliony kolejek, odcisków, i sto pytań. Jak, gdzie, po co, do kogo. No i ENJOY! Wiza turystyczna, na 10 lat. btw. Miałam młodego przystojnego Pana konsula. Teraz sobie myślę, że mogłam się do niego bardziej uśmiechać. Ale co jako 15nastka mogłam wiedzieć o podrywaniu, haha

Port Lotniczy Poznań- Ławica -> Der Flughafen München „Franz Josef Strauß“
09.06.2011
MAAAAAAAMOOO, nie rób mi wstydu i nie płacz. Mama jak to mama, musiała sobie trochę pobeczeć. Tata trzymał się, jakoś (opowiem później). Pierwszy lot miałam do Monachium. Siedziałam obok pana, w niebieskim (baby blue) garniturze, z siwymi włosami, chyba taki trochę businessman. Miał śmieszne okulary, czytał gazetę. Było głośno. Ciśnienie złe. 

Der Flughafen München „Franz Josef Strauß“ -> Newark Liberty International Airport
09.06.2011
Matulu, gdzie ja jestem, nie wiem co robić, gdzie iść... Zmienili mi bramki, ale jakoś tragicznie, z jednego końca lotniska na drugi. Siedzę w samolocie. Pierwsze godziny, ok. Obejrzałam Dr. House, tyle ile dałam radę wytrzymać jego sarkastyczne podejście. Zaczęły się turbulencje. Mega jak nie wiem. Bałam się. Mieliśmy wylądować w Newarku, a zamiast tego znalazłam się w Montrealu? Siedziałam w samolocie, beczałam. Musiałam zadzwonić do kuzynki. Rozmawiałam z nią po polsku, nagle ktoś mnie klepie po ramieniu "tej damy radę". DOBRA MÓJ CZŁOWIEK. POLAK. No i daliśmy. Przesiedziałam w Montrealu może jakieś 3 godziny, tam poznałam Pana, który wracał z delegacji do żony i dzieci, Panią z Ukrainy, która poczęstowała mnie czekoladką (bałam się zjeść, może jakaś zatruta czy coś), leciała do swojej córki, której nie widziała wieki... 


Newark Liberty International Airport -> Dayton International Airport

10.06.2011
Na lotnisku... Nie wiedziałam gdzie, co, jak. Odbyłam rozmowę z konsulem, miał takie kluski, nie zrozumiałam nic "sorry, I dont understand". Najprościej. Ale zadawał tyle pytań., że chyba przez niego spóźniłam się na samolot, dziękuję. Grunt, że wbił mi pieczątkę, na pół roku. Więc chyba okej... (na wizie B2, nie musisz znać języka angielskiego, jesteś TYLKO turystą). Odebrałam walizkę. Musiałam przebukować bilet, ale jak? Poryczałam się na środku lotniska. Jakiś Pan, o ciemnej karnacji, zabrał mnie do punktu, gdzie mogłam załatwić sprawę z biletem. Dało radę, ale lot dopiero za 12 h. No to sobie spałam, na lotnisku, sama i w dodatku prawie zaspałam na następny samolot. Dziecko drogie... Co z Ciebie wyrośnie...


CDN.






XOXO
WASZA SZCZĘŚLIWA DOMINIKA

3 komentarze:

  1. Wywołałaś tą historią uśmiech na mojej twarzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow.. jaka historia z tym lotem.. :o nie dziwię Ci się, że się poplakalas, też bym się pewnie zalamala i nie wiedzialabym co ze sobą zrobić.. xd czekam na więcej! :D

    OdpowiedzUsuń